Serii "Halloween" chyba nikomu nie trzeba
przedstawiać, liczne sequele i remaki sprawiły, że przygody Michaela Myersa i
jego charakterystyczna biała maska już na stałe zapisały się wielkimi literami
w historii kina grozy. W pierwszej części John Carpenter zaserwował nam dzieło
nowatorskie, rewolucyjne i oficjalnie stworzył nowy podgatunek nazywany dzisiaj
slasherem, oczywiście wcześniej podwaliny pod niego dał Mario Bava w swoim
"Reazione a catena", ale o tym kiedy indziej. Nic więc dziwnego, że
kiedy "Halloween" trafiło do kin w 1978 roku ludzie oszaleli na jego
punkcie. Bilety sprzedawały się jak świeże bułeczki, a sam film zarobił na
całym świecie ponad 60 milionów, co stanowiło ponad 185 razy tyle ile wynosił
jego budżet. Od razu zaczęto się brać za kręcenie kolejnej części, która miała
raz na zawsze zakończyć wątek Myersa. W 1981 roku na ekrany kin wchodzi
"Halloween II", z miejsca stając się hitem. Studio Universal miało w
swoich rękach kurę znoszącą złote jaja, dlatego podjęto decyzje o nakręceniu
kolejnej części cyklu. Carpenter (jako producent) przystał na ten pomysł,
jednak jego wizja całej serii była inna niż myśleli fani. Nie chciał by jego
"dziecko" było kojarzone tylko i wyłącznie z psychopatą w białej
masce, ale żeby były to filmy, w których każda część opowiada inną,
niepowiązaną ze sobą historię. Tak o to powstało "Halloween 3: Sezon
czarownic", o którym chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć. Zapraszam!
Tydzień przed tytułowym Halloween w jednym z amerykańskich
szpitali zostaje przywieziony lokalny sprzedawca masek. Mężczyzna majaczy,
ciągle trzymając w ręku popularną obecnie maskę irlandzkiej firmy Silver
Shamrock. Nad tajemniczym pacjentem dyżur pełni, niestroniący od alkoholu
rozwodnik z dwójką dzieci, Dr Daniel Challis. Dan jest całą sytuacją lekko
zmieszany, podaje starcowi środki uspokajające, a sam udaję się na spoczynek do
swojego gabinetu. Niestety, w nocy pacjent zostaje brutalnie zamordowany, a
jego oprawca oblewa się benzyną i podpala na szpitalnym parkingu. W tym samym
czasie w telewizji trwa wesoła kampania reklamowa wspomnianej przeze mnie wyżej
firmy, która nawołuje wszystkie dzieci, by trzydziestego pierwszego
października zasiadły w maskach przed telewizorami i zobaczyły niespodziankę
przygotowaną dla nich przez Silver Shamrock.
Jeśli chodzi o fabułę, to nie chcę zdradzać nic więcej, by
nie zepsuć wam seansu. Jedyne co mogę powiedzieć to jeżeli spodziewacie się
kolejnego slashera, to niestety będziecie bardzo zawiedzeni. "Halloween
III" bowiem, to film całkowicie oderwany od całego uniwersum, taki
jednostrzałowiec i gdyby nie tytuł i kilka "mrugnięć oka" od twórców
nikt nie powiedziałby, że jest to kolejna część tego kultowego cyklu. Niestety
widzowie, którzy poszli na niego do kina o tym nie wiedzieli i cóż, powiedzieć,
że byli wkurzeni to tak jakby nic nie powiedzieć. Film okrył się złą sławą,
fani czuli się oszukani i wykorzystani. Ludzie nie zostawili na nim suchej
nitki, dzieło Wallace było niesamowicie krytykowane i wiele osób omija tą część
szerokim łukiem i przyznam szczerze, że też unikałem go jak ognia. W zasadzie
to udało mi się go zobaczyć kilka dni temu przez całkowity przypadek i ku
mojemu zaskoczeniu bardzo dobrze się na nim bawiłem, bo nie zważając na tytuł
"Halloween III" to kawał solidnego, trzymającego w napięciu, a miejscami
nawet nowatorskiego kina grozy, który każdy powinien zobaczyć.
Jak wcześniej wspomniałem za reżyserię tego obrazu
odpowiedzialny był debiutujący w tej roli Tommy Lee Wallace, (znany później
chociażby z genialnego miniserialu "It" z 1990 roku, a także z
kultowego "Baywatch") który również razem z Nigelem Knealem
przygotowali scenariusz do filmu. Za muzykę odpowiadał duet John Carpenter i
Alan Howarth, którzy wykonali kawał dobrej roboty, tworząc psychodeliczną,
hipnotyzującą i przerażającą ścieżkę dźwiękową. Za kamerą stanął tutaj po raz
trzeci Dean Cundey i jak zawsze stanął na wysokości zadania, no co tu dużo
mówić, jego praca jest wprost genialna. Pod względem aktorskim to Tom Atkins w
moim odczuciu wypada z całej obsady najlepiej, a z Stacey Nelkin tworzą ciekawą
parę, widać pomiędzy nimi jakąś chemię, wiadomo nie są to jakieś wiekopomne
role, ale jak na taki budżet wypadają nadzwyczaj dobrze.
Czy polecam? Tak, naprawdę warto go zobaczyć. To niezwykle
niedoceniony horror, który starał się pchnąć w serię trochę świeżości, ale
ówczesna widownia nie była na niego gotowa i wyszło jak wyszło. Przykro się
patrzy jak takie cudowne dzieła ulegają zapomnieniu, dlatego gorąco zachęcam do
sięgnięcia po to dzieło dzisiejszej nocy.